banner
banner tablet
mobile
550860836 122142907580837672 6606872225355471338 n

𝗕𝗜𝗔𝗟𝗜 𝗟𝗨𝗗𝗭𝗜𝗘

Pamiętacie może kautki i barstuki? Dobre i pomocne istoty z Warmii? No to dziś też będzie o liliputach, ale zupełnie innych. Wrednych, paskudnych i śmiertelnie niebezpiecznych. Przed wami 𝗕𝗜𝗔𝗟𝗜 𝗟𝗨𝗗𝗭𝗜𝗘 lub jak ktoś woli białe gnomy.
Biali ludzie są niemal niezauważalni, wielkości łebka o szpilki. Mają białą skórę, wydłużone ręce, a ich głowy przypominają czaszkę z wystającymi zębami i czarnymi oczami bez powiek. Nigdy nie widziało się ich pojedynczo, zawsze całą 𝗵𝗼𝗿𝗱𝗲̨.
Demony te było można spotkać na bezdrożach oraz groblach. Szczególnie upodobały sobie wszelkiego rodzaju przydrożne kałuże i koleiny, w których czatowały na swoje ofiary. Gdy ktoś wszedł do takiej kałuży, to wychodził z niej nie tylko z przemoczonymi butami, ale i chmarą pasażerów na gapę. Biali ludzie potrafili również łapać się kół wozów przejeżdżających przez ich wodne czatownie. Niestety demony nie szukały sobie darmowego transportu, a żywicieli, w których mogły zamieszkać.
Gdy zawędrowały z kimś do jego domostwa czy karczmy, przyczajały się w ciemnych zakamarkach pokoju czekając, aż ludzie zasną. Wtedy zbliżały się do śpiącego i wchodziły przez jego nos i usta do wnętrzności ofiary. Po zadomowieniu się w czyimś organizmie 𝘸𝘺𝘸𝘰ł𝘺𝘸𝘢ł𝘺 𝘤𝘩𝘰𝘳𝘰𝘣𝘦̨ zwaną zimnicą lub blednicą. Jej pierwszym objawem były sine paznokcie. Dalej było tylko gorzej. Bladość skóry, całkowita utrata sił, dreszcze, utrata przytomności i ostateczny koniec człowieka.
Wiadomo nikt nie chciał 𝗱𝗼𝗽𝗿𝗼𝘄𝗮𝗱𝘇𝗶𝗰́ 𝗱𝗼 𝗼𝘀𝘁𝗮𝘁𝗲𝗰𝘇𝗻𝗼𝘀́𝗰𝗶, więc gdy już zaczynało się chorować na zimnicę pozostawało kilka metod ratunku. Trzeba było położyć chorego na brzuchu na białym prześcieradle i obsypać mu całe plecy popiołem. Następnie chorych musiał w takiej pozycji przespać całą noc. O poranku liczyło się wszystkie miejsca, gdzie popiół spadł z pleców. Miały to być ślady białych ludzi, którzy czasami nocami wychodzili z ofiary. Znając liczbę ich śladów, należało zebrać popiół i zanieść do jednej z mądrych babek, która w zależności od liczby demonów ważyła odpowiedni, zgubny dla białych ludzi specyfik.
Gdy w okolicy nie było mądrych babek pozostawała inna metoda. Zanosiło się do domu trzy rózgi wiśniowe i każdą z nich cięło się na dziewięć części, mówiąc ‘jeden na jeden, dwa na dwa…” i tak do „Dziewięć na dziewięć”. Otrzymane części cięło się potem na trzy dalej powtarzając poprzednią formułę. Potem wszystkie wiśniowe patyczki wrzucało się do miski z wodą i chodziło po izbie chorego mówiąc „Odejdźcie wy białe ludzie. Precz z jego ciała, z jego krwi, z jego żył, z jego stawów, z jego członków! Tam daleko w morze jest wielki kamień, idźcie tam, tam jedźcie, tam pijcie, tam jedźcie!”. Jednocześnie należało cały pokój ochlapać wodą z misy, by pod koniec zaklęcia misa była pusta. Choć to dziwne, oferta posiadania własnego kamienia na morzu musiała być bardzo atrakcyjna dla białych ludzi, bo po kilku dniach ich ofiara całkowicie wracała do zdrowia. Choć trzeba liczyć, ze nikt z nas nigdy nie wejdzie na żaden z ich morskich kamieni, bo skończyło by się to pewnie błyskawicznym atakiem blednicy.
𝗠𝗼𝗿𝗮ł?
𝗖𝗵𝗼𝗱𝘇𝗮̨𝗰 𝗽𝗼 𝗸𝗮ł𝘂𝘇̇𝗮𝗰𝗵, 𝗺𝗼𝘇̇𝗲𝘀𝘇 𝘀𝗶𝗲̨ 𝗽𝗼𝗰𝗵𝗼𝗿𝗼𝘄𝗮𝗰́.
Tekst: Olga Polanin
Grafika: Adrianna Korzeniewska